Trolling morski część IV

Trolling morski część IV

          Na początek sprostowanie: na wodach duńskich od listopada 2011 można już stosować planery, w poprzedniej części napisałem, że jest to zakazane – zmienili a wiadomość dotarła do mnie po napisaniem tamtej części.

          W dalszej części opisu metody trollingu morskiego chcę przedstawić kilka praktycznych rad odnośnie stosowanych przynęt, urządzeń i tak zwanych „zabawek”. Okazuje się, że nie wszystko musimy kupić – co i tak nie jest proste. Wiele urządzeń do trollingu nie jest dostępne na naszym rynku. Po za granicami kraju w Danii, Szwecji, w Niemczech, dostępność jest praktycznie nieograniczona, jednakże ceny większości akcesoriów trolligowych są wysokie – tu jeszcze nie na „chińszczyzny”. Rynek jest mały, specyficzny i większość urządzeń, przynęt, akcesoriów produkowane jest w USA, Kanadzie i w krajach skandynawskich. Zakupy przez internet nie zawsze bywają trafione. 

          Tak więc, jak wcześniej wspomniałem niektóre akcesoria i urządzenia możemy wykonać samemu. W poprzedniej części pokazałem blaszkę do obciążeń zestawów do trollingu powierzchniowego. Można te blaszki wykonać z różnej grubości blachy stalowej (najlepiej nierdzewnej), mosiężnej lub miedzianej. Absolutnie nie należy tego robić z blachy ołowianej – nie wytrzyma ona holu ryby. Blaszka powinna być prosta, nie będzie skręcała zestawów. Wielkość - zbliżona do powierzchni pudełka zapałek, a jej grubością uzyskujemy odpowiednią wagę. Blaszki stosuję w trollingu powierzchniowym, do „szerokiego” łowienia łososi i troci. Sprowadzi ona zestaw trolligowy na 2 do 4 metrów. Zestawy z blaszką zapinam w klips do linki planera i wypuszczam daleko w bok od łodzi. Doskonale nadają się do „piesków” nawet w trudniejszych warunkach pogodowych. Przy zastosowaniu „piesków” jedynym elementem zestawu jest wtedy tylko przynęta. Może to być uzbrojona szprotka, śledź, lub przynęta sztuczna „samodzielna”. Tak nazywam przynęty które same pracują bez konieczności używania doggera czy flashera. Do „piesków” obciążeniowe blaszki idealnie się nadają, ponieważ stawiają w wodzie mały opór. To ważne w trudniejszych pogodowo warunkach. „Pies” nie będzie się wypinał z klipsa, co może mieć miejsce przy zastosowaniu obciążenia, które daje w wodzie duży opór jak na przykład pług lub „dipsy diver”. Radzę wykonać sobie kilka par blaszek o różnej wadze.

     Kolejnym ważnym urządzeniem do trollingu jest planer. Łódź musi być wyposażona w „kozę”, lub w dwie wyciągarki. Planer służy do wyprowadzenia płytko schodzących zestawów na boki od łodzi. Planery wypuszczamy na odległość od 15 do nawet 50 metrów od łodzi trollingowej. Na linki łączące je z wyciągarką nakładamy klipsy na specjalnych agrafkach – agrafki te umożliwiają swobodne przesuwanie się klipsa na lince. W klipsy wpinamy zestawy wypuszczone na konkretną odległość i na lince pozwalamy im zsunąć się w kierunku planera. Pierwszy do samego końca, następne w odpowiednich odległościach od siebie. Na każdą stronę możemy w ten sposób opuścić kilka zestawów. Dobry palner musi mieć kilka cech. Po pierwsze: z płynącej z prędkością trollingową łodzi (3-6 km/h), musi odchodzić na bok pod kątem zbliżonym do 45 stopni. Po drugie: musi w wodzie stawiać spory opór, aby branie ryby nie było amortyzowane jego przesunięciem się w kierunku łodzi. „Twardo” chodzący planer w przypadku szarpnięcia ryby za przynętę, musi umożliwić wyrwanie się zestawu z klipsa zawieszonego luźno na lince planera. Planer absolutnie nie może na fali wyskakiwać nad wodę. Nie może się przewrócić ani odwrócić na drugą stronę. Planery możemy również wykonać samemu. Jest wiele wzorów i konstrukcji. Ja wykonałem dla siebie takie jak na rysunku, dwa: lewy i prawy oczywiście. To sprawdzona przez Amerykanów konstrukcja. Stosuję je już kilka lat i nie mam z nimi problemów. Wydaje mi się, że można przy zachowaniu proporcji zmienić jego gabaryty. Użyłem sosnowych wysuszonych desek. Pomalowałem je wodoodporną jaskrawo żółtą farbą. Ważne jest aby wysokość wyciągarek na łodzi była taka, aby linka planera nie dotykała wody nawet przy przechyłach łodzi. Dodatkowo planer musi był widoczny – przed ich wypuszczeniem montuję na nich chorągiewki, prawa zielona, lewa czerwona.

          Możliwy do wykonania jest również „piesek”. Nie jest to wbrew pozorom tak prosta sprawa jak w przypadku planera. Używam „psy” ręcznie robione, ale kupiłem je od szwedzkich przewodników wędkarskich. Oni mają duże doświadczenie. Na rynku jest wiele modeli fabrycznych i doradzał bym raczej ich kupno. Nie są tak drogie jak planery Powinny być po dwa takie same – lewy i prawy. Bardzo ważnym elementem „pieska” jest klips. Tu jest jedna recepta: musi mocno trzymać żyłkę, im jest mocniejszy tym lepszy, a najlepsze są z regulacją siły trzymania.

          Łowienie z planerami, lub z „psami”. ogranicza naszą manewrowość. Musimy robić zwroty a nawet nawroty, ale o dużym promieniu od 50 do 200 metrów w zależności od pogody, ilości wypuszczonych zestawów, odległości wypuszczenia planerów, „piesków”. Należy to uwzględnić łowiąc w pobliżu instalacji rybackich i w otoczeniu innych jednostek. Z „pieskami” jest trochę łatwiej, szybciej można zwinąć cały system. Oczywiście łowienie z panerami i z „psami” nie wyklucza opuszczania wind – przeciwnie, bardzo często stosuje się dwie metody – trolling powierzchniowy i głębinowy – równolegle. Jeśli zdecydowaliśmy się łowić jednocześnie na trolliing głębinowy i powierzchniowy, najlepiej w pierwszej kolejności wystawić przynęty powierzchniowe – na planery lub „psy”, dopiero później opuszczamy zestawy na windach.

         W zasadzie wyczerpałem temat samodzielnego wykonywania „zabawek” do trollingu. Całą resztę akcesoriów w postaci wabików, przynęt, systemów do zatapiania zestawów, do zbrojenia szprotek, śledzi itp. musimy niestety kupować. Wcale nie znaczy to, że nie należy próbować, podpatrywać innych. Ja podjąłem kilka prób wykonania na przykład doggerów. Efekt zawsze był taki sam – kończyło się dramatycznym skręceniem całej żyłki – dałem sobie spokój. Nawet ołowiana kula do windy trollingowej to wbrew pozorom nie jest taka prosta sprawa. Proszę sobie wyobrazić – opuszczamy z płynącej łodzi windy z zestawami po trzy na windę, na głębokość jedną 45, drugą na 50 metrów, rozstaw wind 3 – 4 metry. Co stanie się jeśli kula „nie umie” płynąć prosto, a co dopiero się dzieje przy zwrotach. Dlatego ja stosuję kule kupione w sklepie trollingowym specjalnie wyważone i jeden problem już nie istnieje.

         Znam wędkarzy trollingowych, którzy sami wykonują doskonałe systemy do zbrojenia rybki, woblery, blaszki i bardzo dobrze tak trzeba. Trolling jest młodą metodą wędkarstwa i ciągle w pakiecie przynęt i akcesoriów wymyślane są nowości.

         Pozostają jeszcze do omówienia przynęty, ale to w następnej części.

 

                                                                                                                                 Andrzej Zdun


2012. Custom text here
Download Joomla Templates